Likwidacja barier dla energetyki wiatrowej na lądzie to jeden z kamieni milowych dla Krajowego Planu Odbudowy. To zobowiązania, jakie złożył polski rząd, by odblokować unijne środki finansowe. Chodzi o ok. 160 mld złotych, które mają być przeznaczone na odbudowę gospodarczą po pandemii, w tym także na energetykę. Dlatego Sejm powinien jak najszybciej znowelizować tzw. ustawę odległościową i odblokować możliwość realizacji nowych projektów lądowych farm wiatrowych.

Rekordowa inflacja, słaba złotówka i deficyt budżetowy to kluczowe wyzwania, z którymi obecnie mierzy się Polska. Zarówno rządzący, jak i społeczeństwo mają świadomość, że sytuacja budżetowa naszego kraju w najbliższych latach może być co najmniej trudna, a widmo kryzysu i drożyzny nie do zatrzymania, staje się coraz bardziej realne.

Powagę sytuacji podkreśla fakt, że Rada Ministrów wprowadza pakiet oszczędności, który w erze inflacji i kryzysu energetycznego ma sprawić, by w budżecie państwa pozostało kilkanaście miliardów złotych. W konsekwencji niemal wszystkie resorty zostały zobowiązane do obniżenia wydatków o 5%. Wydaje się, że w obecnej sytuacji środki unijne z KPO byłyby kroplówką ratującą finanse państwa.

Tymczasem władza stara się zaklinać rzeczywistość i minimalizować rolę środków unijnych w budżecie Polski. Ustawa odblokowująca rozwój energetyki wiatrowej – jeden z kamieni milowych KPO – trafiła z rządu do Sejmu i od lipca tkwi w sejmowej zamrażarce.

To niezrozumiałe działanie na szkodę państwa i obywateli, bo odblokowanie energetyki wiatrowej to uniezależnianie się od zewnętrznych źródeł energii i budowanie naszego bezpieczeństwa. Dziś Polska i Polacy tych pieniędzy po prostu potrzebują i trzeba zrobić wszystko, żeby te fundusze jak najszybciej do nas dotarły. To decyzja strategiczna – ustawa jest w sejmowej zamrażarce, wystarczy tylko nadać jej numer druku i rozpocząć procedowanie. Przy dzisiejszym poparciu społecznym i politycznym nawet nie obawiamy się o Sejmową większość, wszystkie partie chcą odblokowania energetyki wiatrowej na lądzie – przekonuje Janusz Gajowiecki, Prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Odblokowanie energetyki wiatrowej na lądzie to strategiczna decyzja również w obliczu dramatycznie wysokich cen energii – energia z wiatru to najtańsze źródło energii, które najszybciej może obniżyć rachunki za prąd polskich rodzin, a jednocześnie zmniejszyć stopień zależności Polski od importu węgla czy gazu.

Utrzymywanie zasady 10H jest również niezrozumiałe biorąc pod uwagę olbrzymie poparcie społeczne dla tych zmian – dziś żadna technologia nie cieszy się w Polsce tak wysokim poparciem jak OZE. W szczycie kryzysu związanego z brakiem węgla i gigantycznymi cenami prądu ponad 80 proc. Polaków chce pilnego przyjęcia ustawy liberalizującej rozwój farm wiatrowych.

Uwolnienie pełnego potencjału lądowej energetyki wiatrowej to jedyny sposób na uniknięcie blackoutów i zatrzymanie gwałtownie rosnących cen prądu. To tez ratunek dla zdrowia i życia Polaków, w obliczu zatrważającego poziomu smogu. Potrzebujemy turbin wiatrowych jak najszybciej – a jedynym sposobem jest zmniejszenie odległości minimalnej do 500 metrów. Rząd musi zdać sobie sprawę z tego, że bez taniej energii z odnawialnych źródeł i unijnych środków z KPO polskiej gospodarce grozi krach – dodaje Janusz Gajowiecki, Prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Obowiązująca od 2016 roku zasada 10H oznacza, że odległość turbin wiatrowych od zabudowań musi wynosić przynajmniej dziesięciokrotność wysokości wiatraków. Według analizy przygotowanej przez Instrat, ustawa wyłączyła 99,7% powierzchni kraju z inwestycji w lądową energetykę wiatrową, doprowadzając do zahamowania tej dynamicznie rozwijającej się branży. Zasada 10H narzuciła minimalną odległość na poziomie około 2 000 metrów między turbinami a zabudowaniami – to cztery razy więcej niż 500 metrów przyjęte w większości europejskich krajów.