Bałtyk może stać się europejskim wiceliderem w zakresie wielkości produkcji energii z morskich farm – zaraz po Morzu Północnym. To szansa na zazielenienie polskiej struktury wytwarzania energii, ale także rozwój przemysłu łańcucha wartości dostaw.
Obu tych rzeczy możemy uczyć się od Duńczyków. Przekonali się o tym uczestnicy wizyty studyjnej zorganizowanej przez Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowe i DISE Dolnośląski Instytut Studiów Energetycznych we współpracy z Ambasadą Królestwa Danii .
Wyjazd ponad 50-osobowej grupy osób, w tym przedstawicieli ministerstwa energii, firm zainteresowanych realizacją projektów bałtyckich farm, a także konsultantów i dziennikarzy odbył się 9-11 kwietnia.
Podczas trzech dni przejechaliśmy w sumie ponad 720 kilometrów przyglądając się duńskim doświadczeniom w zakresie rozwoju energetyki wiatrowej.
Duńczycy są pionierami morskiej energetyki wiatrowej
Pierwszą na świecie taką elektrownię zbudowali w 1991 r., właśnie na Bałtyku. Dziś mają 1,3 GW zainstalowanej w offshore wind mocy, ale ambicje znacznie większe. Do 2021 r. chcą podwoić moce na morzu, a do 2030 r. – osiągnąć potencjał 5 GW.
Polska – zgodnie z projektem strategii energetycznej państwa – planuje realizację ponad 10 GW w perspektywie 2040 r. Rząd dostrzegł potencjał tej technologii z uwag na znaczący wzrost efektywności turbin stawianych na morzu i związany z nim spadek kosztów produkcji energii.
Z danych prezentowanych przez State of Green – zrzeszającej duńskie firmy, stowarzyszenia oraz ministerstwa energii i klimatu, rolnictwa, gospodarki i spraw zagranicznych wynika, że energia wiatrowa jest już najtańszą formą produkcji – 1 MWh pozyskana w instalacji na lądzie kosztuje 55 euro, a na morzu – 65 euro.
Farmy wiatrowe są wiec już w stanie konkurować z energetyką konwencjonalną, gdzie cena pozyskania 1 MW z gazu do 70 euro z gazu, a z węgla – 72 euro.
– Nigdy dotąd potencjał rozwoju sektora morskiej energetyki wiatrowej nie był tak znaczący. Paradoksalnie jednak nigdy wcześniej nie było też tak trudno ze względu na ogromną presję kosztową w całym łańcuchu dostaw – mówi Andreas Dalegaard z Duńskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Koszty technologii wiatrowej będą nadal spadać wraz ze wzrostem efektywności. A ta poprawia się z uwagi na rosnące moce turbin i wysokości ich masztów. Te na morzu rosną do gigantycznych rozmiarów. Przez trzy dekady moc pojedynczej maszyny wzrosła ponad 20-krotnie. – Dziś największe działające turbiny osiągają 8 MW każda. Ale to szybko się zmienia, bo w nowych projektach planuje się już instalacje o mocy jednostkowej 10 MW i 12 MW. – wskazuje Aneta Wieczerzak-Krusińska, rzeczniczka PSEW.
Polska może skorzystać z doświadczenia Duńczyków. Zwłaszcza, jeśli chcemy ich wzorem budować wokół morskiej energetyki wiatrowej jak największą wartość dodaną. A ta tkwi w stworzeniu jak najszerszego łańcucha dostaw wokół branży. Nasze firmy już dziś są w stanie dostarczyć do zagranicznych projektów komponenty farm morskich stanowiące około połowy wartości całej inwestycji. Z czasem – jak zapewnia Janusz Gajowiecki, prezes PSEW ten udział mógłby wzrosnąć do 90 proc.
Warunkiem jest wzrost mocy produkcyjnych owych zakładów. To kosztowne i czasochłonne inwestycje, które nasi dostawcy i poddostawcy deklarują podjąć dopiero wtedy, gdy zobaczą konkretne regulacje dla branży morskiej energetyki wiatrowej – dodaje szef PSEW.
Podczas wizyty w Danii delegacja z Polski zwiedziła fabrykę gondoli morskich w Lindo, a także teren fabryki konwerterów w porcie Esbjerg – obie należące do MHI Vestas Offshore Wind.
Zakłady te stanowią doskonały przykład na transformację nie tylko przemysłu morskiego pracującego na potrzeby gospodarki duńskiej, ale też mogą stanowić wzór na transformację regionów z dominującą dziś rola przemysłu ciężkiego. Tam gdzie dziś MHI Vestas produkuje elementy turbin morskich, jeszcze na początku lat 2000 działały stocznie.
– Po ich zamknięciu byli pracownicy stoczni mogli znaleźć u nas zatrudnienie. Każdy, kto się zgłosił był przyjmowany do naszego nowo otwieranego zakładu – zapewnia przedstawicielka MHI Vestas. Nie podaje jednak, ile było takich transferów.
Fabryka gondoli dąży do poprawy zdolności wytwórczych – dziś produkcja jednej gondoli trwa od dwóch do trzech tygodni. Producent nie ujawnia jednak miesięcznej wielkości produkcji zasłaniając się tajemnicą handlową.
Duńczycy zastrzegają jednak, że tzw. local content nigdy nie był celem samym w sobie. Nigdy nie było wiec wymogu włączania rodzimych firm w łańcuch dostaw do projektów morskich. Najważniejsze były natomiast jak najniższe koszty produkcji w konkurencyjnym procesie przetargowym. W przypadku projektu Kriegers Flak na 600 MW padła jak dotąd najniższa cena – 49,9 euro/MWh. Tak niską cenę udało się osiągnąć jednak dzięki temu, że to duńskie państwo bierze na siebie koszt przyłączenia farmy do sieci krajowej, a instalacja znajduje się w pobliżu podobnych elektrowni.
Należąca do szwedzkiego Vatenfalla farma prześle pierwszy prąd do sieci 2021 r.
O ile nie zdarzą się opóźnienia. W przypadku dwóch projektów szwedzki koncern już musiał wydłużyć termin realizacji z uwagi na dodatkowe badania środowiskowe, będące wynikiem sprzeciwu społeczności lokalnych. Jak przypomina Andreas Dalegaard z Duńskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej ludzie domagali się zepchnięcia farm daleko w morze – nawet 50 km od linii brzegowej. Tyle, że wraz ze wzrostem odległości farmy od brzegu rosną też koszty jej budowy i cena prądu pozyskiwanego z instalacji.
Czy wiesz że:
- 10-11 mln zł to koszt zainstalowania 1 MW mocy z morskiej farmy wiatrowej w krajach, gdzie są jasne reguły gry i rozwinięty łańcuchem dostaw
- 12-13 mln zł to koszt zainstalowania 1 MW mocy z morskiej farmy wiatrowej w krajach dopiero wchodzących w rozwój tej technologii
Zdaniem PSEW także w Polsce potrzebne są działania edukacyjne w zakresie morskiej energetyki wiatrowej. Dopiero co rodząca się branża offshore wind – podobnie jak wiatraki na lądzie – może się bowiem zetknąć z problemem akceptacji społecznej.
Dziś niewielka jest świadomość Polaków, czym offshore wind właściwie jest. Widać to na podstawie badań opinii społecznej przeprowadzonych przez pracownię Indicator na zlecenie PSEW.
W Polsce nie rozstrzygnięto jeszcze ostatecznego kształtu wsparcia operacyjnego dla wiatraków na morzu. Nie wiadomo też czy to Polskie Sieci Elektroenergetyczne jako operator systemu przesyłowego weźmie na siebie koszt przyłącza, czy też będą do tego zobowiązani sami inwestorzy. W Danii to Energinet.dk (odpowiednik PSE) bierze na siebie realizację i koszty takiego łącznika.
Korzyścią operatora jest możliwość zachowania integralności rozwijanej sieci, który z drugiej strony ponosi pełną odpowiedzialność za ocenę oddziaływania połączenia na środowisko. Z kolei inwestorom obniża w sposób znaczący koszt inwestycji.
Zdaniem przedstawicieli Energienet.dk, którego siedzibę w Lindo odwiedziliśmy drugiego dnia wyjazdu studyjnego do Danii, tylko jednostki konwencjonalne charakteryzujące się wystarczającą elastycznością utrzymają się na rynku. Część pracy domowej już w tym zakresie wykonali modernizując te zakłady energetyczne, które jeszcze przez długie lata będą zabezpieczać pracę zależnych od warunków atmosferycznych odnawialnych źródeł, w tym farm wiatrowych.
Wprowadzili też mechanizm rezerwy mocy.
– Jeśli jednak chcemy mówić o zwiększaniu efektywności OZE i efektywnej transformacji energetycznej, to nie sposób bazować wyłącznie na bilansowaniu systemu w granicach samej Danii. Połączenia międzynarodowe nadal będą stanowiły dla nas wartość. Po to mamy wspólny europejski rynek – podkreślali przedstawiciele duńskiego operatora.
Ich zdaniem morskie wiatraki stać się mogą języczkiem u wagi zachodzącej transformacji. Bo energia z nich pozyskana tanim kosztem – po przekształceniu jej w gaz – może być przesyłana na duże odległości.
Wizyta na farmie Anholt
Gwoździem programu trzydniowego wyjazdu była wizyta na farmie Anholt o mocy ok 400 MW. Jej właściciel – firma Orsted (dawniej Dong) miał pewną elastyczność w zakresie rozmieszczeniu 111 turbin – każda o mocy 3,6 MW. Dzięki zaprojektowaniu optymalnego układu maszyn udało się zmaksymalizować jej wydajność. Dziś Anholt osiąga nawet 50 proc. wykorzystania mocy.
Dzięki tej farmie położona niedaleko wyspa – wcześniej zasilana silnikami diesla – zyskała podłączenie do duńskiej sieci. Z kolei jej mieszkańcy mogą dziś się cieszyć szybkim internetem.
Na Bałtyk patrzy dziś wiele podmiotów, zarówno spośród inwestorów branżowych jak i instytucji finansowych. Projekty w polskiej strefie Bałtyku rozwijają spółki polskie jak Polenergia, PGE czy PKN Orlen i koncerny zagraniczne np. EDPR. Kawałek z bałtyckiego tortu w polskiej strefie Bałtyku chciałby też dla siebie wykroić Orsted. Rynek sondują też Litwini i Estończycy.
Czy powtórzymy sukces Duńczyków na Bałtyku? To zależy w dużej mierze od polityków. Podwaliny pod zbudowanie potencjału energetyki wiatrowej w Polsce położyli wpisując tę technologię do projektu Polityki Energetycznej Polski. Jednak fundamentem sektora powinny stać się stabilne regulacje. Bez rozwiązań ustawowych dla branży offshore ani inwestorzy nie będą się spieszyć z wykładaniem większej gotówki, ani przemysł nie zainwestuje w rozbudowę mocy produkcyjnych.
Przemysł potrzebuje czasu i stabilności, by sprostać przyszłym zamówieniom. Takich jasnych reguł gry potrzebują też inwestorzy i instytucje finansujące projekty. Dlatego liczymy, że rząd uchwali jeszcze w tym roku dedykowane regulacje dla branży offshore wind, które nie tylko nakreślą system wsparcia dla wiatraków na morzu, ale także sfery związane z rodzącym się rynkiem także w innych ustawach – mówi Gajowiecki
Rynek czeka dziś na obiecaną przez polityków ustawę regulującą rodzący się sektor morskiej energetyki wiatrowej. Dokument jest oczekiwany jeszcze przed jesiennymi wyborami do Parlamentu.
O perspektywach morskiej energetyki wiatrowej porozmawiamy w maju w Szczecinie podczas Pomeranian Offshore Wind Conference.
Czy wiesz że:
- w 2022 r. może popłynąć prąd z Bałtyku – chodzi o najbardziej zaawansowany projekt Polenergii i Equinor
- po 2025 r. – dołączać będą kolejne moce wiatrowe na morzu