Mimo protestów i apeli branży OZE, MKiŚ ustalił 8,5% poziom tzw. obowiązku OZE na 2025 r. Rząd uległ lobbingowi węglowemu i energochłonnemu, to drastyczny cios dla wytwórców OZE i konsumentów energii elektrycznej w Polsce – alarmują przedstawiciele branży OZE. Ingerencja w zielone certyfikaty doprowadzi branżę OZE na skraj opłacalności i ograniczy nowe inwestycje. To krótkoterminowa gra na osłabienie OZE, bez którego Polska nie przeprowadzi transformacji energetycznej. Złudne zyski, o które walczy sektor energochłonny za chwilę staną się kosztem, który będzie musiał sam ponieść. Zapłacą też Polacy w postaci wyższych rachunków za prąd – uważają eksperci z Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Obecny rząd przed wyborami zapowiadał nowe otwarcie i naprawienie błędów popełnionych przez poprzedników w obszarze rozwoju OZE. Czas blokowania OZE w Polsce miał minąć bezpowrotnie, a bariery, które dotychczas hamowały rozwój zielonej energii miały zostać zniesione. Wygląda na to, że zamiast nowego otwarcia i mądrej strategii transformacji energetycznej mamy dalsze uzależnienie od coraz droższych źródeł energii opartych o paliwa kopalne.
Naciski branż energochłonnych zostały wysłuchane – to wprost kontynuacja strategii poprzedniej władzy. W liście otwartym do MKiŚ Izba Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii, reprezentująca energochłonne zakłady przemysłowe, argumentowała, że każda regulacja powodująca zwiększenie kosztów produkcji przemysłowej to działanie na szkodę nie tylko polskiego przemysłu, ale i szeroko rozumianego biznesu. Jeśli konieczne jest kontynuowanie lub zainicjowanie programów wsparcia dla sektorów energochłonnych, powinno się to odbyć bez ingerencji w obowiązujące mechanizmy wsparcia w zakresie rozwoju instalacji OZE. Warto podkreślić, że obowiązek OZE praktycznie nie dotyczy branży energochłonnej ponieważ podlega ona daleko idącym zwolnieniom z tych opłat.
Takie wspieranie jednej gałęzi gospodarki kosztem drugiej doprowadzi do zapaści obu – brak nowych inwestycji w OZE oznacza brak taniej energii dla przemysłu w przyszłości. Paradoksalnie to właśnie branży energochłonnej powinno zależeć na tym, aby OZE w Polsce rozwijało się jak najszybciej. Bez taniej i czystej energii przemysł w Polsce utraci możliwość konkurowania na międzynarodowym rynku. Sektor energochłonny walcząc o niższy obowiązek OZE wpisuje się w szkodliwą retorykę poprzedniego rządu Prawa i Sprawiedliwości, którego celem było niszczenie sektora wiatrowego, ale też marginalizowanie polskich produktów na wysoce konkurencyjnym rynku. To działanie na szkodę obywateli i polskiej gospodarki, ale też pozycji Polski na globalnym rynku. Im więcej instalacji OZE i zielonej energii w miksie energetycznym, tym bardziej w perspektywie długoterminowej cena energii na rynku energii będzie spadała, w tym także dla przemysłu energochłonnego. Ta prosta zależność wydaje się jednak umykać reprezentantom zgłaszającym postulaty, ponoć w imieniu całej branży.
Ręczne sterowanie systemem zielonych certyfikatów już raz doprowadziło do jego załamania, kolejne przyszło w 2023 roku, kiedy rząd PiS bez konsultacji z branżą dokonał nagłej interwencji i obniżył poziom obowiązku do 5%, co zdemolowało rynek zielonych certyfikatów, a część producentów energii doprowadziła do ruiny. Ta wysokość spadku była bezprecedensowa i wręcz dramatyczna – w ciągu 2 lat nastąpił spadek z 18,5% na 5%.
Straty branży OZE były olbrzymie, dodatkowo pogłębiły je niekorzystne przepisy ograniczające jej dochody. W tym czasie inne branże, m.in. przemysł, zyskały dzięki obniżaniu cen energii poprzez różne mechanizmy, w tym m.in. wypłatę rekompensat. Dodatkowo faktem jest to, o czym przedstawiciele przemysłu energochłonnego zapominają lub celowo nie chcą wspominać, że przemysł nie musi w 100% realizować obowiązku OZE. Wszystko zależy od tego, ile zużywa energii – wówczas przysługują mu ulgi od wykonania wspomnianego obowiązku. To oznacza, że wbrew budowanej narracji, podwyższenie obowiązku OZE nie dokona takiego uszczerbku dla kondycji finansowej sektora energochłonnego, jak próbuje to przedstawić Izba Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii. Mimo, że branża energochłonna stała się beneficjentem zdemolowanego rynku zielonych certyfikatów, jej przedstawiciele dalej dążą do tego, aby sytuacja sektora OZE uległa dalszemu pogorszeniu.
Polska już ponosi straty wizerunkowe i przy okazji podważa zaufanie do państwa, jako gwaranta stabilności otoczenia prawnego. Atrakcyjność Polski w oczach firm inwestujących w odnawialne źródła energii po raz pierwszy od lat spadła. W tegorocznym indeksie EY RECAI Polska znalazła się 3 miejsca niżej – na 18. miejscu, za Belgią, Grecją czy Chile. W efekcie inwestorzy, którzy wiązali nadzieje z inwestycjami w OZE w Polsce, stracili pewność co do możliwości skalowania i budowania modeli inwestycyjnych, a bez ich inwestycji cała nasza gospodarka będzie notować istotne pogorszenie konkurencyjności, bo żaden inny kraj w Europie nie ma tak „węglowej i kosztownej energii elektrycznej, jak Polska. Pamiętać należy, o czym chyba zapominają niektórzy zwolennicy niszczenia rynku zielonych certyfikatów, że część inwestorów realizujących budowę nowych źródeł OZE po prostu się wycofa, a ci którzy pozostaną będą oczekiwać wyżej stopy zwrotu z uwagi na zwiększone ryzyko inwestycyjne – to oznacza wyższe ceny dla wszystkich, również dla przemysłu. Niestety sami sobie tworzymy ten problem ulegając lobbingowi Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii zamiast prowadzić merytoryczną dyskusję nad tym zagadnieniem. I tak, od ponad 10 lat, mordowanie kur które mogłyby znosić złote jajka staje się ulubionym zajęciem każdego kolejnego rządu..