Planowana modyfikacja zasady 10H, rola energetyki wiatrowej w odbudowie gospodarek po pandemii koronawirusa, perspektywy finansowania instalacji onshore – to tematy, które zdominowały dyskusje na temat lądowej energetyki wiatrowej podczas konferencji PSEW2020.
Na konferencji przedstawiciele Ministerstwa Rozwoju przedstawili szczegółowe założenia dotyczące zmian tzw. ustawy odległościowej. Nowelizacja umożliwi pod szeregiem warunków odejście od reguły 10H, zwiększając dostępność terenów pod lokalizację elektrowni wiatrowych.
Jak mówiła szefowa Departamentu Gospodarki Niskoemisyjnej Ministerstwa Rozwoju Hanna Uhl, planowana korekta w ustawie odległościowej będzie uwzględniała obawy strony społecznej wobec inwestycji. Bo choć można powiedzieć o nich dużo dobrego, to nie można zapominać, że są np. ogromnymi dominantami krajobrazu.
Projektowana w MR regulacja odchodzi od jednej, sztywnej odległości 10H. Według ministerstwa, w praktyce przekłada się ona na minimum 1500-1800 metrów od zabudowań mieszkalnych i niektórych form ochrony przyrody. Jednak w przypadku najnowszych i najwydajniejszych, ta odległość rośnie już do 2000-2200 metrów. Nowym, bezwzględnym minimum będzie 500 metrów. Aby jednak zejść z odległością od turbiny wiatrowej poniżej 10H, niezbędne będzie spełnienie szeregu warunków.
Przede wszystkim dla całego obszaru wokół planowanej turbiny, wyznaczonym dotychczasową zasadą 10H, niezbędne będzie istnienie Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP). W jego ramach gmina będzie mogła zmniejszyć minimalną odległość turbiny od budynków na podstawie prognozy oddziaływania na środowisko. Minimum, czyli 500 metrów to uśredniony wynik analiz hałasu – średnio w takiej odległości od turbiny obecne normy hałasu są zachowane. Ministerstwo Rozwoju zleciło też badania, mające wykazać, czy w takiej odległości inne oddziaływania turbiny, jak pole elektromagnetyczne czy migotanie cienia nie są uciążliwe.
Reguła będzie działała także w drugą stronę. Oznacza to, że na podstawie miejscowego planu będzie można stawiać budynki z funkcją mieszkalną bliżej niż obecna odległość, wyznaczona zasadą 10H od turbiny wiatrowej. Zasada 10H nie będzie też miała zastosowania w przypadku form ochrony przyrody. Jednak plany będą musiały być wcześniej uzgadniane z odpowiednią RDOŚ.
Nowa regulacja przewiduje również wzmocnienie obowiązków informacyjnych , np. organizację dodatkowych spotkań i konsultacji z mieszkańcami.
Zastępca dyrektora Departamentu Gospodarki Niskoemisyjnej MR Przemysław Hofman podkreślał, że ministerstwo chciałby jak najszybciej zakończyć rozległy proces wewnętrznych uzgodnień, tak by we wrześniu uruchomić procedurę formalnych uzgodnień międzyresortowych i konsultacji publicznych. Ministerstwo spodziewa się przyjęcia tej regulacji przez parlament jeszcze w tym roku. Jednak przyznaje, że jest to plan ambitny.
Złagodzenie przepisów w zamian za lepsze praktyki inwestorów
Pełnomocnik rządu ds. OZE Ireneusz Zyska przypominał, że ustawa odległościowa wzięła się z protestów społecznych, które i rząd i biznes muszą brać pod uwagę. – Rozwój energetyki wiatrowej powinien odbywać się przy akceptacji lokalnych społeczności, a samorząd musi uczestniczyć w wyznaczaniu lokalizacji elektrowni wiatrowych – podkreślał Zyska.
Prezes PSEW Janusz Gajowiecki przypomniał z kolei, że Stowarzyszenie przygotowało Kodeks Dobrych Praktyk i apelował do inwestorów o bezwzględne przestrzeganie zapisanych w nim zaleceń. – Musimy szanować lokalne społeczności i współpracować z nimi na każdym etapie. Jako PSEW będziemy reagować i wskazywać te projekty, przy których tych zaleceń się nie przestrzega – podkreślał Gajowiecki.
Z kolei prezes Ambiens Michał Kaczerowski spodziewa się, iż to instytucje finansowe wymuszą stosowanie wysokich standardów, które są już istotnie wyższe niż oczekiwania krajowej administracji czy unijnych dyrektyw.
Zdaniem szefa Stowarzyszenia Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej i wójta Kobylnicy Leszka Kulińskiego, konsultacje społeczne i miejscowy plan powinny być standardem przy inwestycjach w energetykę wiatrową. Kuliński przypomniał, że już od 2001 roku w jego gminie konsultowano wizje energetyki wiatrowej, wyznaczając ostatecznie pod nią maksymalnie 3 tys. ha. Część tego obszaru nadal czeka na inwestorów.
Jak oceniała Agnieszka Pląska, prezes WPD Polska, z punktu widzenia inwestora i dewelopera projektów, otwartość do prowadzenia dialogu jest warunkiem wzrostu akceptacji społecznej. – Trzeba prowadzić dialog i rozmawiać, choć spotkania z mieszkańcami bywają trudne i emocjonalne. Często połączone są także z mało racjonalnymi argumentami drugiej strony – podkreślała.
Miejscowe plany zagospodarowania – długotrwałość procedur
Agnieszka Pląska oceniła, że nowe przepisy faktycznie ożywią branżę. Wskazywała jedynie, że typowa procedura uchwalania miejscowego planu trwa przynajmniej półtora roku i to jak nie ma protestów. Podobny okres oczekiwania czeka także osobę budująca dom w strefie 10H.
Na problem planów i ich uchwalania wskazywał również prezes Instytutu Energii Odnawialnej Grzegorz Wiśniewski. Jak zauważył, najlepsze dla energetyki wiatrowej są oczywiście tereny wiejskie, a tymczasem tylko 6-7 proc. gmin wiejskich ma miejscowe plany. Jego zdaniem, dobrze by było stworzyć w ramach Zielonego Ładu mechanizm, wspierający finansowo gminy z unijnych funduszy, tak by szybko i sprawnie przygotowały plany zagospodarowania przestrzennego.
– Gra idzie o to, czy w 2030 r. będziemy mieli 11 GW czy 22 GW mocy w wiatrakach na lądzie, chodzi o dodatkowe 30 TWh energii rocznie – wskazywał Wiśniewski.
– Uwolnienie tego dodatkowego potencjału lądowej energetyki wiatrowej w Polsce oznaczać będzie inwestycje nawet do 70 mld zł, co ma niebagatelne znaczenie w czasie odbudowy gospodarki po pandemii koronawirusa – podkreślał prezes PSEW Janusz Gajowiecki.
Przypominał, że co najmniej 15 proc. prądu w Europie jest już wytwarzanych w turbinach wiatrowych, a energetyka wiatrowa w Polsce w latach 2001-2018 wpłaciła do budżetów gmin i budżetu centralnego około 3 mld zł różnych podatków. – Uwolnienie dodatkowego potencjału to także nowe miejsca pracy i łańcuchy dostaw. Dziś nie ma już elementu lądowej turbiny wiatrowej, który by nie zawierał polskiego wkładu – przekonywał Gajowiecki.
Również pełnomocnik rządu ds. OZE Ireneusz Zyska wyraził przekonanie, że inwestycje w OZE – zarówno w energetyce wiatrowej jak i słonecznej – wkrótce staną się w Polsce kołem zamachowym całej gospodarki. Jednak, jak zaznaczał, rząd musi patrzeć odpowiedzialnie na cały proces wzrostu znaczenia OZE jako źródła energii elektrycznej.
– Nie będziemy już budować wielkoskalowej energetyki opartej na węglu, ale musimy tak kształtować strukturę wytwarzania, by zapewnić stabilną pracę całego systemu. Do tego źródła konwencjonalne będą niezbędne – przekonywał Zyska.
Wizja zdecentralizowanej energetyki przyszłości.
– Nikt nie neguje faktu, że źródła odnawialne to najwłaściwszy sposób pozyskiwania energii. Jedyne nad czym się zastanawiamy, to jak zrobić to efektywnie i ograniczając koszty społeczne transformacji, która przed nami – mówiła dyrektor Hanna Uhl. Zapewniała jednocześnie, że planowana przez rząd energetyka jądrowa nie będzie wypierać OZE. Atom to rozwiązanie komplementarne, uzupełniające, funkcjonujące obok energetyki odnawialnej, a nie zastępujące ją czy ograniczające zapotrzebowanie na energię z OZE – przekonywała.
Dyrektor wskazywała również, że dostępne europejskie fundusze na odbudowę po kryzysie, wywołanym pandemią, powinny w Polsce zostać przeznaczone przede wszystkim na unowocześnienie sieci energetycznych. I taki właśnie kierunek przewiduje Ministerstwo Rozwoju.
Za kilkanaście lat polska energetyka będzie już wyglądała zupełnie inaczej. Będzie dużo bardziej rozproszona i bazująca na innego typu źródłach energii. Potrzebujemy jednak poprawić sieć, aby później jej stan nie był wymówką do wprowadzania innych zmian – mówiła Hanna Uhl.
Wskazała m.in, że musimy uwzględnić przygotowanie sieci na przyjęcie olbrzymich ilości energii z morskich farm wiatrowych. – Dzięki odpowiednim inwestycjom w sieci nie będzie opóźnień, by rozpocząć korzystanie z energii wiatru na morzu – oceniła dyrektor. Jako kolejny obszar potencjalnych inwestycji z funduszu odbudowy wskazała też system opomiarowania sieci elektroenergetycznych. – Właśnie takie inwestycje będziemy chcieli zaproponować w ramach naszego planu odbudowy – zaznaczyła Hanna Uhl.
Były wiceminister energii, a dziś europoseł Grzegorz Tobiszowski także wyrażał przekonanie, że transformacja jest nieodwracalna, a jedyne pytanie dotyczy dziś jej tempa.
Ważne jest informowanie lokalnych społeczności wcześniej o planowanych inwestycjach i korzyściach z nich płynących. – Oczywiście, OZE komuś zabierają miejsca pracy, ale mówmy o tym, że jednocześnie je tworzymy, wprowadzamy nowe technologie. To trzeba w Polsce mocniej akcentować – podkreślał Tobiszowski.
Finansowanie: dostępność i wymagania
Kamil Wyszkowski z UN Global Compact przypomniał z kolei, że już we wrześniu 2019 roku wszystkie światowe banki rozwojowe, w tym te największe, jak EBI czy Bank Światowy, ale również banki komercyjne zdecydowały się na przeniesienie kapitałów z inwestycji wysokoemisyjnych na nisko- i zeroemisyjne. – Ryzyko inwestycyjne będzie oceniane przez pryzmat realizacji celów zrównoważonego rozwoju – zauważył Wyszkowski.
Jak podkreślał, w systemie ONZ kładzie się nacisk na to, by jak najszybciej wdrożyć skok technologiczny. Ten skok będzie zresztą najmocniej widoczny w Afryce, gdzie jest najmniejsze obciążenie infrastrukturą opartą o dużą energetykę konwencjonalną.
Z punktu widzenia Global Compact, najciekawsze jest to, czy polskie firmy jak PGE czy Polenergia będą w stanie transferować technologie do krajów trzecich, gdzie czekają duże pieniądze z banków rozwoju. – Jeżeli w Polsce uda się wdrożyć model transformacji, to możemy uruchomić w krajach trzecich przetargi ONZ-owskie i transferować polskie technologie wiatrowe do takich krajów jak Indonezja, Tajlandia, czy państwa afrykańskie – mówił Wyszkowski.
Z kolei Paweł Olkiewicz z banku DNB dostrzega bardzo dobre perspektywy w Polsce. Widać też na rynku duże zainteresowanie inwestorów zagranicznych, w dodatku doświadczonych inwestorów, często z własnymi funduszami.
Przypomniał przy tym o grupie banków komercyjnych, które mają w strategiach finansowanie energetyki odnawialnej m.in. w formule project finance. – Choć nie są to banki z największym kapitałem w Polsce, ale istnieje sześć lub siedem banków, które są w tym obszarze bardzo aktywne – podkreślał Olkiewicz. Są na rynku w końcu podmioty z dostępem do taniego pieniądza, które wybierają energetykę odnawialną w Polsce. Takim przykładem jest duński EKF, czyli ubezpieczyciel kredytów eksportowych.
Prezentując punkt widzenia nowego inwestora Diana Kazakevic z litewskiego Ignitis oceniała, że inwestorów zagranicznych w Polsce spotykają pewne utrudnienia, ale z drugiej strony jest też duże wsparcie administracji. – Kiedy zaczęliśmy realizować nasz projekt pojawiły się pytania od lokalnej społeczności, dlaczego budujemy tylko 29 wiatraków, a nie więcej – podkreślała. Jej zdaniem inspiruje to do większych inwestycji w przyszłości.
– Dynamika rozwoju rynku jest olbrzymia, nie tylko w Polsce ale i na świecie – oceniał z kolei Michał Laskowski z Vestas. Jak mówił, w ciągu I półrocza 2020 r. mimo pandemii Vestas wyprodukował w swoich fabrykach turbiny o mocy ponad 9 GW. Tylko w Polsce firma ma zakontraktowane 1,5 GW mocy z pierwszych aukcji dla OZE, co logistycznie jest bardzo dużym wyzwaniem. – Trudno dziś znaleźć w regionie jakikolwiek dźwig do instalacji turbin, dostępny w 2021 roku – podkreślał. – Zapotrzebowanie na turbiny jest tak duże, że może mieć znaczenie dla terminów projektów, które wygrały aukcje – dodał Laskowski.
Dlatego przedstawiciel Vestas spodziewa się wniosków inwestorskich do URE o wydłużenie terminów produkcji pierwszej energii do sieci nie tyle z powodu pandemii, co raczej boomu inwestycyjnego i związanych z tym wyzwań logistycznych. URE nie robi jednak z tym większych problemów, z informacji Regulatora wynika, że pozytywnie rozpatrzył wszystkie z ponad 140 wniosków o wydłużenie terminów, które do Urzędu trafiły.